
Sprzęt na GR20 – podsumowanie po ukończeniu szlaku
Uważam, że spakowałam się świetnie i jestem z siebie dumna 😉
Dumna też dlatego, że z 20-kilogramowym plecakiem sama przeszłam jeden z najtrudniejszych szlaków w Europie.
Jednak plecak na GR20 może ważyć znacznie mniej, a wręcz powinien – jeśli nie jesteście fotografami 😉
Ubrania
– Długie spodnie do dżungli Craghopper, z filtrem UV, anytinsektowe, jednocześnie lekkie, ale zapewniające komfort w niższych temperaturach i przy wietrze.
– Długie getry Bruebeck
– Krótkie spodenki biegowe Salomon- Koszulka biegowa z krótkim rękawkiem Adidas z filtrem UV
– Biała koszulka pustynna Kwark z długim rękawem z filtrem UV
– Koszulka z długim rękawem z wełny merynosa Simond
– Polar
– Kamizelka puchowa
– Kurtka na deszcz i wiatr
– Trzy pary majtek, trzy pary skarpetek, dwa staniki sportowe
– Rękawiczki białe specjalne na słońce bez palców z wzmocnieniami po wewnętrznej stronie dłoni
– Rękawiczki cienkie na zimne dni
– Bufka
– Czapka z daszkiem
– Szeroka opaska na włosy
– Ręcznik i klapki (nie polecam japonek ze względu na skaliste podłoże na biwakach, najlepsze byłyby crocsy!)
– Dwa worki wodoodporne na ubrania.
Wszystkie ubrania mi się przydały. Początkowo nie planowałam brać getrów i bluzki termoaktywnej z długim rękawem i dosłownie wzięłam je ze sobą rzutem na taśmę, ale bardzo dobrze, bo wieczory, noce i poranki były naprawdę chłodne.
Jeśli chodzi o upały, to u mnie najlepiej sprawdza mi się odzież biegowa. Jest niezwykle lekka, przewiewna, łatwo się pierze, szybko schnie. U mnie w ogóle nie „zaśmierduje”, więc na takie upalne trekkingi nie noszę merino, choć merino kocham i w zimie noszę obowiązkowo 🙂
Mogę też już z ręką na sercu powiedzieć, że koszulka pustynna Kwark z długim rękawem wspaniale się sprawdziła! Będzie to na pewno mój wybór na trekkingi w podobnych warunkach.
Gdybym miała jednak jeszcze bardziej ograniczyć ubrania, może byłabym w stanie zrezygnować z jednego sportowego stanika i ewentualnie z długich spodni. Tylko w razie deszczu nie miałabym już nic na zmianę. Na pewno jest to jeszcze dla mnie kwestia do przemyślenia.
Nie użyłam ani razu bufki i drugiej pary, cieplejszych rękawiczek. Rękawiczki na słońce wystarczały w zimniejsze dni. Ale myślę, że to wszystko kwestia warunków, jeszcze kilka stopni mniej i na pewno musiałabym ich użyć.
Trekking
– Plecak Deuter Aircontact 50+10 z bardzo wygodnymi pasami biodrowymi i całym systemem nośnym. Sprawdził się!
– Kijki trekkingowe – zawsze mam je ze sobą i uważam, że na GR20 każdy powinien z powodu trudnych zejść po bardzo niestabilnych kamieniach i czyś w rodzaju „żwiru”.
– Raczki – przydały się dwa razy. Dałabym radę i bez nich, ale jeśli chodzę sama, muszę uważać podwójnie, więc cieszyłam się, że mam je ze sobą. W lipcu już na pewno nie będą potrzebne. To wszystko kwestia warunków w danym okresie.
– Buty Salomon Quest Prime GTX
Biwak
– Namiot Naturehike, Cloud Up 2-osobowy, ważący nieco ponad kilogram.
– Mata do spania Thermarest Z-Lite Sol
– Palnik primus, kartusz, garnek 800 ml z pokrywką Optimus, łyżka, widelec plastikowe i nóż – do gotowania/jedzenia i samoobrony. Zapalniczka, zapałki.
– Metalowy kubeczek, kilka herbatek i przecięta na pół gąbka do zmywania.
Wszystko sprawdziło się i przydało w 100%.
Nie ma jednak konieczności zabierania kartusza z gazem, ponieważ w miejscach biwaków dostępne są kuchenki gazowe. Jednak mając swoją, można gotować na szlaku i można być bardziej niezależnym. Czasem „kuchnia” jest dość daleko od namiotu i rano można przy namiocie ugotować śniadanie.
Drobiazgi
– Czołówka, zapasowe baterie, folia NRC.
– Linka dynema, 2 x 3 m, super mocna taśma klejąca Duct Tape, super glue.
– Zapasowe okulary, korekcyjne okulary słoneczne.
Apteczka/Kosmetyki
– Leki na moje choroby, leki przeciwbólowe, leki na zatrucia pokarmowe, bandaż, gaza, odkażacz, małe nożyczki, pilniczek i pęseta.
– Plastry z opatrunkiem do cięcia i plastry compeed.
– Taśma do tejpowania chorego kolana.
– Elektrolity.
– Mokre chusteczki do pupy niemowlaka.
– Płyn uniwersalny do mycia siebie, w całości, prania i zmywania od See to Summit – biodegradowalny, nie zanieczyszcza natury. – Już wiem, że polecam, choć włosów nim nie myłam. Miałam ze sobą 40 ml i niestety to było za mało przy praniu ubrań.
– Mały szampon 2w1, płyn do mycia buzi muszę mieć specjalny, użycie jakiegokolwiek innego grozi poważną alergią oczu.
– Nitka dentystyczna, koncentrat pasty do zębów Ajona, szczoteczka do zębów i mała szczotka do włosów. Do tego zapas gumek do włosów.
– Antyperspirant.
– Obowiązkowo krem z najwyższym filtrem UV i pomadka ochronna z filtrem.
– Moje Guilty pleasure – pojemniczek 15 ml kremu nawilżająco-odżywczego do twarzy.
Wszystkie leki (wyjęte z oryginalnych opakowań) i wszystkie kosmetyki miałam w woreczkach strunowych, które nic nie ważą i nie zajmują dodatkowo miejsca.
Leave no trace
Idealnie sprawdziły się woreczki na psią kupę. Żeby nie zostawiać po sobie śladów na szlaku w postaci papierzaków, wrzucam do nich zużyty papier toaletowy czy mokre chusteczki oraz wszystkie śmieci, które produkuję po drodze i na biwaku.
Biodegradowalny, uniwersalny płyn do mycia See To Summit wspomniany wcześniej.
Sprzęt (foto)
Największe obciążenie mojego plecaka.
– Aparat Canon + dwa obiektywy (24-70 f2.8, i 70-200 f4.0), statyw Benro, trzy baterie, cztery karty pamięci, ładowarka, mikrofon, baterie i kable. (Najlepiej wziąć wtyczkę z kilkoma wejściami USB, żeby na raz ładować kilka sprzętów).
– Telefon, powerbank, słuchawki i selfiestick.
– Uchwyt do aparatu Peak Design na szelkę plecaka.
Łącznie około 6 kg. Póki co nie przewiduję zmiany sprzętu, ale myślę, że przyjdzie moment, że i tę wagę w jakiś sposób będę musiała ograniczyć.
Jedzenie
– Miałam ze sobą 28 posiłków liofilizowanych. 14 śniadań i 14 kolacji. Zakładałam, że jeden posiłek dziennie będę jadła w schronisku.
To był dobry plan, choć wymagał dźwigania około 4 kg jedzenia.
W schroniskach można dostać jedynie bardzo podstawowe produkty, jak makaron, sos pomidorowy, tuńczyk w puszce, sałatki w puszce, czekoladę i temu podobne. Można też zamówić kolację, podawaną jedynie o konkretnej godzinie, a do tego ograniczonej liczbie osób. Więc jeśli przyjdzie się do schroniska późno, można nic do jedzenia nie dostać. Kolacja w schronisku kosztowała od 20 do 35 euro i kilka razy zaszalałam i taką kolację zamówiłam.
O jedzeniu na szlaku będę jeszcze pisać więcej.
Żeby liofy ważyły jak najmniej i zajmowały jak najmniej miejsca, przesypałam zawartość każdych dwóch dań o takim samym smaku do jednego woreczka strunowego. W ten sposób zaoszczędziłam nieprawdopodobnie dużo miejsca i całkiem sporo gramów. Bardzo polecam ten sposób!
Woda
– Codziennie, w każdym miejscu biwaku dostępna jest woda pitna. Czasem na szlaku znajdują się źródełka z wodą pitną, które są oznaczone na mapie. Jednak biorąc z jednego miejsca biwaku trzy litry wody, spokojnie można dojść do kolejnego miejsca biwaku. Miałam ze sobą tabletki do odkażania wody, których nie użyłam, nie było takiej potrzeby, ale myślę, że dobrze, że je miałam, tak na wszelki wypadek, gdyby zaszła konieczność czerpania wody ze strumieni.
Miałam bukłak na wodę, 2 l, i butelkę Nalgene, 1 l.
JESZCZE
– Miałam jeszcze zeszyt i długopis.
– Nie miałam przewodnika, miałam zdjęcia najważniejszych stron.
– Miałam malutką nerkę na pieniądze, dowód i karty bankomatowe.
Ostatecznie niczego mi nie zabrakło, o niczym nie zapomniałam.
Ani razu nie użyłam bufki i drugiej pary cieplejszych rękawiczek.